Świadectwo Pani Joanny:
Jest luty 2016 roku, dowiedzieliśmy się z mężem, że udało mi się zajść w drugą ciążę bardzo chcieliśmy, aby nasz syn miał rodzeństwo.
Ciąża przebiegała do 3 miesiąca bez żadnych złych diagnoz, po upływie 3 - ciego miesiąca najpierw pojawiła się u mnie niedoczynność tarczycy i wyszło zagrożenie życia dla maluszka.
Zaczęłam poszukiwać lekarza, który zgodziłby się mnie przyjąć - Endokrynologa, ale terminy dawano mi na koniec ciąży, nikt nie chciał się zgodzić pomimo napisanej na skierowaniu "pilnej wizyty u Endokrynologa."
W końcu trafiłam do Pani doktor, która wypisała mi odpowiednie lekarstwa, takie które pomogły mnie, a maluszkowi, w moim brzuszku funkcjonować, oraz rozwijać się.
Sytuacja była opanowana, a ponieważ jestem już powyżej 35 roku życia, przysługiwało mi USG - dokładniejsze. Podczas tego badania Pani doktor doszukała się torbieli na obydwu nerkach u maluszka jeszcze nie zdiagnozowała wtedy płci, bo maluszek się obracał.
Dla mnie i mojego męża to był szok, nie mogliśmy uwierzyć, że coś u naszego maluszka jest nie tak, zwiększono mi kontrolę USG, na dużo częstsze i za każdym razem torbiele raz się zmniejszały, raz powiększały.
Doszukiwano się w moich rodzicach i męża rodzicach powiązania. Okazało się, że mój teść ma torbiele na obydwu nerkach do tej pory, ale są one, na tyle niegroźne, że nie jest potrzebna operacja.
I tak ciąża z tymi torbielami rozwijała się do momentu porodu .
Nadszedł ten czas oczekiwany przez nas wszystkich - 13 października 2016 roku, o godzinie 21.45 na świat przyszła nasza córeczka Maja. Poród był naturalny, bez zagrożeń trwał w sumie 6.5 godziny, w pełnym wymiarze czasu.
Wszystko dobrze się odbywało, przed porodem podłączono mnie do ktg, cały czas odmawiałam różaniec i prosiłam Matkę Bożą o opiekę podczas porodu. Przez cały okres ciąży odmawiałam różaniec razem z Janem Pawłem II, prosiłam o jego wstawiennictwo do Boga.
Przyjmowałam także w szpitalu Pana Jezusa do serca. W końcu okazało się, że te torbiele po porodzie się wchłoną. Byłam bardzo szczęśliwa. Mijały dni i wciąż byłam w szpitalu, nie rozumiałam dlaczego, do tej pory nie zostałam razem z Majką wypisana do domu.
Okazało się, że córeczka musi być poddana badaniom.
Wróciłyśmy na dwa dni do domu, potem musiałam Maję zostawić na oddziale w Brzeźnie.
W wigilię mogliśmy ją widzieć tylko 3 godziny dziennie. Na pewno niejedna mama wie jakie to odczucie.
W końcu diagnoza: rak nadnerczy.
Po powrocie do domu chwyciliśmy z mężem za różaniec i błagaliśmy Boga i Maryję, aby nam jej nie zabierał.
Po dwóch dniach badań Maja była cewnikowana i kłuta ciągle, doszukiwali się zalążków rakowych komórek .
Minął tydzień, córeczka była na oddziale u Pana Doktora Mateusza, dostałam skierowanie do kolejnych specjalistów: neurologa, nefrologa i urologa.
Maja miała już 1.5 miesiąca i organizm się rozwijał.
Ochrzciliśmy Majkę miała wtedy 2 miesiące.
Nadszedł dzień wizyty u Urologa, a wcześniej jeszcze byliśmy u Pana doktora na Oddziale Noworodka, aby Pan doktor sprawdził USG.
Słuchajcie kochani Pan doktor 4 razy robił USG nie wierzył: raka nie ma! Za to córeczka miała trzecią nerkę, która się wchłonęła.
Jedyny minus taki, że został dodatkowy układ moczowy po tej trzeciej nerce.
Pan doktor Urolog, kiedy to zobaczył też dostał szoku i wysłał nas na potwierdzenie badań.
Pojechaliśmy do Rzeszowa, nic nie wyszło, poza tym dodatkowym układem moczowym, który cofa mocz!
Wysłali nas do domu i kazali przyjść do kontroli za 6 miesięcy. Córka dostała antybiotyk na tydzień po cewnikowaniu jej. Dziecko rozwijało się prawidłowo. Walczyłam dalej żebrząc u Pana Jezusa i Matki Bożej - o jej cud uzdrowienia, aby ten dodatkowy układ moczowy jej nie narobił spustoszeń w organizmie.
Po roku czasu były kolejne badania.
Z każdą wizyta u Pana doktora dodatkowy układ moczowy wciąż się zmniejszał.
Daję świadectwo: modlitwa zwłaszcza rodziców w intencjach dzieci jest warta poświęcenia, oddania siebie i rodziny przede wszystkim Maryji i Jezusowi, Bogu Ojcu.
Każda Eucharystia, każdy różaniec zanoszone przez Maryję i Jezusa oraz Wszystkich Świętych naprawdę zostaje wysłuchana.
Jestem niewolnicą Matki Bożej od września 2018 roku, a teraz w czerwcu oddałam Matuchnie całą rodzinę.
Polecam wstawiennictwo św. Charbela, św. Rafki, św. Faustyny, św. Rity i św. Józefa.
Codziennie oddaję Matuli moją rodzinę i bliskich oraz znajomych, odmawiam w jej intencji - 2 dziesiątki różańca, tylko dla Niej, do Jej dyspozycji, a także za dzieci, męża, o wypełnienie woli Bożej i zbawienie.
Chwała Panu i Matce Bożej.
...........................................................
Dziękuję Pani Joannie za to piękne świadectwo wiary. Ze swej strony mogę jedynie dodać: kiedy mamy do dyspozycji całe niebo, które możemy prosić o pomoc, to czego mamy się lękać?
Szczęść Boże
OdpowiedzUsuńDla Boga nie ma rzeczy niemożliwej.Cuda się zdarzają.Modlitwy zostają wysłuchane.
Chwała Panu!!!